71369, czyli sztuka w pudełku

09.06.2011 (18:00)

Tytułowa liczba "71369" oznacza wynik pomnożenia trzech wymiarów standardowego, tekturowego pudełka, służącego do przesyłek pocztowych (53,5 x 29 x 46 cm). Taki właśnie karton otrzymali do samodzielnego zagospodarowania uczestnicy wystawy w elbląskiej Galerii EL  asystenci Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie. Czy ta kubiczna forma, która wyznacza podział na dwie przestrzenie - wewnątrz i na zewnątrz niej, jest ograniczeniem, czy może wyzwaniem? Lepiej dostosować format własnych prac do wymiarów pudełka, czy wykorzystać fotografie lub wideo, by uwiecznić jego otwarcie? A może potraktować je jako "skrzynkę z narzędziami", do której można wrzucić niezbędne materiały, by działać in situ?

Godząc się na samoograniczenia, artyści w pełni docenili potencjał tekturowego pudełka, acz jedyne, co ich połączyło, to jego format. 

Choć Sylwester Piędziejewski posługuje się olejem, gwaszem, akrylami oraz zajmuje się malarstwem ściennym, jego ulubioną techniką jest akwarela, która pozwala na spontaniczność oraz zmierzenie się ze zmiennością natury. "Zapisując" ulotne wrażenia, artysta zwykle maluje w plenerze, ale też zza okna. Sięgając po zwilżony papier czerpany, bawi się transparentnością wodnej farby, która umożliwia rozmycie pędzlem konturów oraz osiągnięcie lekkości plamy barwnej. Dzięki temu jego ulotne prace idealnie nadają się do tego, by je zapakować do pudełka i rozpinać na ścianach miejscowej architektury.

Maciej Czyżewski dąży do tego, aby jego obrazy były "prawdziwe". Przemyślane, idealnie zakomponowane, dyskretnie zanurzone w tradycji malarskiej, dotykają tego, co ponadczasowe. W cyklu dyplomowym Przestrzeń wsi (2010) artysta uchwycił fragmenty drewnianych zabudowań gospodarczych, które utraciły swą dosłowność. Spowiły je zgaszone umbry, ziemie palone, zgniłe zielenie oraz brązy, niekiedy przełamane ultramaryną lub oranżem, a wewnętrzne światło nadało obrazom odpowiednie nasycenie kolorów. Choć w malarstwie Czyżewskiego czujemy głęboką fascynację techniką olejną, mięsistej faktury nie traktuje on nigdy jako środka podnoszącego atrakcyjność jego prac.

Powierzchownej, malarskiej efektowności opiera się również Michał Borys. Uprawiając nieco dziś zapomnianą martwą naturę, dzięki której przywraca życie codziennym przedmiotom, snuje czysto malarskie rozważania na temat "piękna ukrytego w harmonii formy i koloru, światła i przestrzeni". Doceniając autonomię języka rysunku, Borys ukazuje wyludnione, wąskie uliczki, miejskie zaułki, klatki schodowe i wnętrza. Te niemalże dokumentacyjnie uchwycone "przestrzenie półcienia" buduje jedynie czerń i biel. Oddane precyzyjną kreską, zdają się egzystować poza czasem, emanując metafizyczną aurą.

Z tradycją malarską mierzy się też Mikołaj Dziekański. Odmieniając język malarski, stale podejmuje biblijny wątek zmartwychwstania: przywrócenia życia, czy znaczenia rzeczom opuszczonym. Dlatego cykl obrazów dyplomowych Recykling (2005) skonstruował ze starych palet, puszek po farbach, blejtramów oraz obrazów porzuconych przez studentów na korytarzach warszawskiej ASP. Wątek ten przepracował również w rysunkach dyplomowych Ecce Homo (2005) oraz późniejszym cyklu płócien Kody Drogi Krzyżowej, w którym symbol pasji wpisał w kwadrat zbudowany z 9 mniejszych pól. Wybierając podstawowe barwy: żółcień, czerwień, ultramarynę, czerń i złoto - uwspółcześnił tu dawną sztukę sakralną.

Tomasz Milanowski igra z jego sposobami przedstawiania stale obecnego, rozpoznawalnego motywu kwiatu. Uchodząc za symbol kiczu, zwykle poddawany jest on estetyzacji, tymczasem te z ponad 300 obrazów artysty wymykają się stereotypowemu obrazowaniu. Umieszcza on kwiaty centralnie na płótnach ulubionego formatu (60 x 60 cm), ale również "tka" z nich gęste "dywany". Maluje z gestem, szerokimi pociągnięciami pędzla. Sprowadzone do abstrakcyjnych plam, zbrudzone kwiaty, które wyłaniają się z gładkiego, "krzyczącego" tła, odsłaniają klimat nicości i śmierci, ale też fascynację życiodajną siłą.

Odkrywając przed nami poczucie braku i pustki, Rafał Kowalski łączy w swych obrazach uniwersalne mity i alegorie z prywatnymi doświadczeniami. Prace, opatrzone wymownymi tytułami, tj. Skrawki, Świstki, Błahostki, Ćwiczenie pamięci (wszystkie z 2008 r.), wypełniają "ślady codzienności": przyklejone do ściany rysunki, zapiski, wycinki z gazet, zdjęcia. Te obrazy, malowane olejem z pastą woskową, są pełne cytatów, tj. fotografie, czy reprodukcje prac malarskich, jak np. Étant donné Courbeta, o których czytał artysta (Początek świata; 2008). Silnie rozbielone szarości, błękity i beże ożywia on jedynie grą cieni.

Maciek Duchowski uważa, że szczegół budujący całość jest od niej znacznie ciekawszy. Dlatego maluje to, co zna najlepiej: przedmioty z własnego pokoju, meble, widoki zza okna. Swe prace, zdradzajace związki z fotografią migawkową, porównuje do ludzkiej pamięci, która zaciera pewne fakty, a inne, pozornie mniej istotne, wyostrza. Jego "kontpropozycją" dla pozbawionych elementu zaskoczenia obrazów telewizyjnych stał się projekt Low-fi (2010). Pokazując, że rzeczywistość jest znacznie bardziej nieuporządkowana, wprowadził on widza do wnętrza całkowicie pokrytego wycinkami, ukazującymi obrazy telewizyjne utrwalone aparatem fotograficznym, które dodatkowo pokrył rysunkowym komentarzem.

Nieco ascetyczne, konsekwentnie budowane malarstwo Łukasza Rudnickiego to przede wszystkim pozbawione sztafażu widoki portów, okrętów i nadmorskich plaż. Konstruując przestrzeń nakłdanymi kreskami, artysta używa farb olejnych, akryli oraz gwaszu. Zwykle wybiera barwy zgaszone, jednak malowane czernią żurawie stoczniowe zderzył z ostro-pomarańczowym niebem. Efekt nieogranioczonej przestrzeni tych oszczędnych w wyrazie płócien potęgują ich duże formaty oraz geometryzacja kompozycji.

Ambicji bezpośredniego podpatrywania rzeczywistości nie ma też Arkadiusz Karapuda. Bliska jest mu idea sztuki jako rodzaju komunikacji międzyludzkiej, dlatego prowadzi on grę z przedmiotami oraz konwencjami ich postrzegania. Czym jest w obrazach przestrzeń i jakie miejsce zajmuje tu człowiek? Najchętniej wciąga widza do swych na poły wyimaginowanych przestrzeni, w których idealnie można "schronić się z myślami". Dlatego w cyklu Azyle (2008) przywołał popularne dla jego twórczości motywy okien z padającym światłem, arkad oraz wiodących donikąd drzwi i schodów. Gdzieś już widzianych.

Jan Mioduszewski wykracza poza ramy tradycyjnie pojmowanego obrazu. W swoich pracach łączy dwie, zdawałoby się, sprzeczne tradycje - konstruktywizmu oraz iluzjonizmu, mimetyzmu, malarstwa trompe l'oeil, - optycznej ułudy, które mami oko. Zgeometryzowane skrzynie, stoły, krzesła, szafy i regały, które od 2002 r. tworzy w ramach projektu Fabryka Mebli, to właściwie całkowicie bezużyteczne, płaskie "obrazy-meble". Pokryte imitacją bogato usłojonej okleiny, sytuują się blisko "obrazu-przedmiotu". Angażując do tego samego siebie, w swych nieruchomych performances artysta bada granice malarstwa w przestrzeni. Odpowiednio przebrany i ucharakteryzowany, skrajnemu uprzedmiotowieniu poddał się w Ścianie zrealizowanej na warszawskiej Pradze (2003), kiedy stopił się z tkanką miasta.
Wszystkie pomysły na obrazy, fotografie, filmy oraz performances Igora Przybylskiego rodzą się podczas jego podróży. "Staram się w każdej jednostce transportu lądowego, niezależnie od tego, czy to jest lokomotywa, czy autobus, znaleźć jakąś niepowtarzalną i niepodważalną wartość" - powiedział. Dlatego nie maluje dosłownych wizerunków pociągów, lecz inspirowane nimi, abstrakcyjne kompozycje, wydobywając ich indywidualizm (m.in. w projekt Zderzaki, 2004). Przybylski dostrzega również walory artystyczne nawet takich - zdawałoby się - "nieartystycznych" artefaktów codzienności, jak bilety komunikacji miejskiej, czy ulotki agencji towarzyskich z ulic Warszawy (Komunikacja publiczna, 2003).

Z kolei Marcin Chomicki - malarz, fotograf i autor projektów multimedialnych, analizuje "chaos" wizualny polskiej rzeczywistości. Tzw. "wizualność" rodzimej architektury sakralnej zainspirowała projekt fotograficzny Jestem z wami, w którym piękne, nieco kiczowate zdjęcia zastąpiły zwykłe obrazy, opatrzone cytatami i aforyzmami o treści religijnej. Mierząc się ze spuścizną PRL, odkrywa nieznane warstwy miasta. W projekcie Zmiennicy wraz z Justyną Wencel bez patosu przyjrzał się niszczeniu zabytków architektury na przykładzie warszawskiego Supersamu. Dlatego powstała śmiała wizja odtworzenia bryły jego dachu w postaci przystanku komunikacji miejskiej. Wszak te otaczające nas formy to również pudełka.

Agnieszka Maria Wasieczko

Wróć