Data: 20.11.2013
Autor: Beata Branicka

Zasłużona Halina Różewicz-Książkiewicz - wywiad

W ubiegłym roku, w ramach cyklu „Elbląg plastyczny” w Galerii EL prezentowaliśmy rysunki autorstwa jej męża, Zbigniewa Książkiewicza. Już wówczas wiadomo było, że w roku następnym Halina Różewicz – Książkiewicz obchodzić będzie jubileusz 55-lecia swojej pracy twórczej. Także wtedy zaplanowana została jej wystawa. Nie przypuszczaliśmy jednak, że czas trwania wystawy (17.10 – 30.11. 2013) zbiegnie się idealnie z innym ważnym wydarzeniem – uhonorowaniem artystki medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis, przyznawanym przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


tl_files/galeria/pliki/news/2013 pazdziernik/aIMG_7655.jpgSpotykamy się w Galerii EL 15 listopada, w piątek. Dzień wcześniej Halina Różewicz - Książkiewicz, razem w innym elbląskim twórcą - Waldemarem Cichoniem, była w Olszynie, gdzie oboje zostali uroczyście odznaczeni.
Na wystawie w Galerii EL, „W cieniu matematyki” zaprezentowane zostały grafiki artystki, które tworzyła na przestrzeni lat.

Z Haliną Rożewicz – Książkiewicz rozmawiamy o jej zamiłowaniu do grafiki, o tym jak rodowita poznanianka znalazła się w Elblągu, a także o jej artystycznych relacjach z mężem, Zbigniewem Książkiewiczem.


- Skąd pomysł na to, aby wystawę z okazji 55-lecia pracy twórczej skoncentrować wokół tematu matematyki, geometrii?

Nie chciałam, aby była to wystawa stricte retrospektywna, jakie zwykle organizowane są przy okazji jubileuszów. Pomyślałam, aby pokazać prace, które łączą się ze sobą tematycznie. A w ciągu tych 55 lat mojej twórczej aktywności temat matematyki przewijał się w moich pracach bardzo często. Od jakiegoś czasu patrzę na naturę bardzo wnikliwie, pod kątem matematycznym. Na wystawie znajdują się zarówno prace ostatnie, jak i te powstałe w latach wcześniejszych, gdzie obserwację matematyczną stosowałam dość intuicyjnie.
Jedna z najstarszych prac na wystawie to linoryt „Kopry” z 1972 roku. Już wtedy formy poszczególnych roślin traktowałam geometrycznie. W latach późniejszych uczestniczyłam w plenerach fromborskich. Prace tam powstałe z założenia inspirowane miały być postacią Mikołaja Kopernika, który oprócz tego, że był astronomem, był także lekarzem i matematykiem. Mniej więcej wtedy zaczęłam patrzeć na naturę pod kątem stricte matematycznym.

- Czyli powstanie każdej z prac poprzedza wnikliwa obserwacja żywych elementów?

Tak, zaczynam od spojrzenia na naturę, na jej budowę, z bardzo bliska. Okazuje się, że jest niezwykle logiczna i że wszystko da się wykreślić. W pierwszych latach wiele rzeczy robiłam intuicyjnie, jednak ostatni czas to rzeczywiście poszukiwanie potwierdzenia pewnych rozwiązań w zasadach matematycznych – w złotej proporcji, w symetrii, ciągu Fibonacciego. Szukałam tego potwierdzenia w tym, co mam obok siebie. Mierzyłam, liczyłam i okazuje się, że natura jest niesamowicie logiczna, wszystko jest nie bez powodu takie, a nie inne.

- Pani droga artystyczna zaczęła się od studiów na architekturze wnętrz w Poznaniu. Co wydarzyło się po drodze i sprawiło, że, wraz z mężem, znaleźliście się w Elblągu?

tl_files/galeria/pliki/news/2013 pazdziernik/aIMG_7664.jpgOd dzieciństwa przez ojca związana byłam z teatrem (Jan Różewicz – współtwórca i wieloletni dyrektor administracyjny teatru w Gnieźnie). Wybierając studia artystyczne odrzuciłam malarstwo, nie wyobrażając sobie, jako rodowita i bardzo praktyczna poznanianka, że miałabym całe życie „malować obrazki”. Planowałam studiować scenografię, jednak na ten kierunek nie przyjmowano wówczas z powodu tzw. „nadprodukcji”. Zdecydowałam się zatem na architekturę wnętrz w Poznaniu. Jednak po 3 roku postanowiłam przenieść się do Sopotu na Wydział Malarstwa Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Trafiłam do pracowni prof. Juliusza Studnickiego, w której potem poznałam mojego męża – Zbigniewa Książkiewicza. Po ukończeniu studiów dostałam pracę w Spółdzielni FOTOPLASTYKA w Sopocie, gdzie projektowałam reklamy, właściwie reklamowe przeźrocza, promujące m.in. sklepy Społem. Do dzisiaj posiadam całą teczkę realizowanych wówczas projektów.

Następnie przenieśliśmy się do Elbląga, gdzie Zbigniew otrzymał propozycję pracy jako projektant w Spółdzielni Plastyk. Miała to być praca tylko na chwilę, jednak, jak to zazwyczaj w takich wypadkach bywa, został tam na dłużej, ponad 30 lat. Jako projektant był ceniony w całej Polsce. Także w Elblągu kobiety bardzo lubiły nosić torebki przez niego zaprojektowane. Był niezwykle zdolny. Miał nawet epizod współpracy z francuskim domem mody Nina Ricci.
Kiedy zamieszkaliśmy w Elblągu, ja początkowo korespondencyjnie nadal współpracowałam z sopocką FOTOPLASTYKĄ. Po jakimś czasie otrzymałam nominację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rzeczoznawcę ds. grafiki współczesnej i rozpoczęłam pracę jako kierownik i rzeczoznawca w otwartym wówczas w Elblągu oddziale gdańskiej Pracowni Sztuk Plastycznych. Tam pracowałam aż do zamknięcia oddziału.

- Jak doszło do tego, że ulubioną formą wypowiedzi artystycznej absolwentki Wydziału Malarstwa stała się jednak grafika? Czy wynikało to także poniekąd z faktu, że malarstwem, ze sporymi sukcesami, zajmował się mąż i pole w tej dziedzinie było jego?

Grafika, w dużym stopniu od strony technicznej, wymaga dokładności, zdecydowania, konieczności przemyślenia każdej kreski. Prawdopodobnie jest to po prostu sztuka najbliższa mej naturze. Moją ulubioną pracą na wystawie jest „Wilczomlecz”. To praca z tego roku. Chyba 2 lata szukałam sposobu na pokazanie tej rośliny. Przed stworzeniem grafiki, wszystko wnikliwie mierzę i obliczam. Nad niektórymi pracami siedzę nawet tydzień. Nie wiem czy miałabym cierpliwość, aby tak szczegółowo malować.
Zbigniew również lubił grafikę, ale ona wymaga poświęcenia czasu, którego mój mąż zwyczajnie nie miał. Dlatego zazwyczaj kończył na rysunkach. Miał bardzo wiele rysunków, które mogłyby stać się grafikami. Zresztą on do każdego obrazu przygotowywał najpierw rysunek, bardzo dokładny. I kiedy potem siadał do płótna, był w stanie zrobić coś, czego ja nie byłabym w stanie zrobić nigdy – mianowicie potrafił zacząć malować z jednego rogu i skończyć w drugim; tak dokładnie miał zaplanowany i przemyślany obraz. Miał zupełnie inny rytm pracy.

- Jest Pani autorką m.in. logo Galerii EL, Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego. Jak przebiega praca nad taką realizacją?

Przede wszystkim projekty wymagają dokładnego przemyślenia. Tak było właśnie z logo Galerii EL, nad którym pracowałam chyba miesiąc. Miałam bardzo dużo koncepcji na tę realizację, chciałam podkreślić w tym znaku, że galeria jest w budynku dawnego kościoła, że znajduje się w Elblągu. I udało się. Wydaje mi się, że akurat w tym znaku udało mi się zawrzeć wszystko – elementy gotyckie oraz „elbląskość”. Do dzisiaj jestem z niego bardzo zadowolona.
Podobnie było z logo Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego. Symbolem wielu instytucji kultury jest liść akantu. Chciałam „ugryźć” to z trochę innej strony i postanowiłam wykorzystać w tym projekcie kwiat akantu.
Mojego autorstwa jest również pierwotny projekt herbu Władysławowa, za który otrzymałam główną nagrodę w tl_files/galeria/pliki/news/2013 pazdziernik/aIMG_7666.jpgogólnopolskim konkursie. Przez kilka lat funkcjonował jako herb miasta, ale po latach zmieniono jego formę. Wszystkie te projekty wymagają głębokiej analizy, logicznego myślenia, które być może mam w genach. Moja siostra jest matematyczką, podobnie kuzynostwo. Nie mówiąc o tym, że jestem poznanianką, chodzącą po ziemi.
Współcześnie mamy zupełnie inne, dużo większe możliwości techniczne, jeśli chodzi i projektowanie graficzne. Jednak nie zawsze, mimo niekiedy wielkiej technicznej biegłości, idzie to w parze ze zmysłem estetycznym. Największą sztuką jest korzystać z owych możliwości w sposób przemyślany i rozważny.

Dziękuję za rozmowę.

Marta Demko




Dodaj komentarz