Data: 16.06.2012
Autor: Beata Branicka

Warto "przebudzić" Elbląg

Z Łukaszem Jastrubczakiem, pierwszym artystą biorącym udział w „przebudzaniu” Elbląga, rozmawia Karina Dzieweczyńska

Karina Dzieweczyńska: Wiem, że w Elblągu Ty i Małgosia byliście po raz pierwszy. Spędziliście tu prawie cały tydzień - od poniedziałku 4 czerwca do niedzieli 10 czerwca. Sporo czasu przebywaliście w Galerii EL. Jakie wrażenie zrobił na Was Elbląg? Jak sobie wcześniej wyobrażaliście to miasto i w czym te wyobrażenia odpowiadały zastanej rzeczywistości?

Łukasz Jastrubczak: Przed przyjazdem Elbląg kojarzył się z formami przestrzennymi, które - ku mojemu zdziwieniu - ciągle funkcjonują w przestrzeni miasta. Rzeźbę Edwarda Krasińskiego, którą znałem z czarno-białych zdjęć, mogłem zobaczyć w kolorze, a przed przyjazdem nie zdawałem sobie sprawy, że ona jeszcze istnieje. Wspaniałe doznanie.

Teleskop z założenia miał być formą efemeryczną. W opisie Twojego etapu „Przebudzenia”, który zatytułowałeś „Zakazana planeta”, oboje określiliśmy, że powstaną „dwie nietrwałe realizacje rzeźbiarsko-przestrzenne, pozostawione w mieście aż do samoistnego zniszczenia”. Pierwsza z nich, którą porzuciliśmy, na drugi dzień po Twoim przyjeździe, nadal nie została przez mieszkańców odkryta, ciągle czekamy na jakąkolwiek informację/interakcję zwrotną; druga, którą bardzo pieczołowicie budowaliśmy – przetrwała raptem 3 dni. To naprawdę niedługo. Co czujesz w tej sytuacji?

Myślę, że wszystko przebiegło tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Jestem z całości bardzo zadowolony. Jeśli chodzi o teleskop, to myślałem długo o tym, czy zdecydować się na objaśnianie, uwypuklanie jego funkcji. Generalnie chciałem, aby ta efemeryczna rzeźba, nawiązywała dialog z formami przestrzennymi z lat 60-70-tych; wyglądała z daleka jak jedna z tych metalowych, trwałych konstrukcji, a w rzeczywistości była delikatną, chylącą się ku rozpadowi, tekturową konstrukcją. Elbląskie Formy Przestrzenne działają przede wszystkim właśnie swoją formą. Są jak utwory muzyki współczesnej z tamtego okresu. W „Teleskopie” wprowadziłem element funkcjonalności. Ta rzeźba spełnia jakieś zadanie, kadruje nam niebo, dzięki czemu możemy zobaczyć przez kartonową tubę kółko o określonym kolorze, zależnym od pogody: przy zachodzie słońca widzimy kółko w pomarańczach, czerwieniach, które to kółko przypomina nam planetę Mars, przy lekko zachmurzonym niebie widzimy planetę - Ziemię, przy czystym, błękitnym niebie, planetę Uran.
W filmie z 1956 roku „Zakazana Planeta”, który zainspirował mnie do stworzenia tej dwuelementowej narracji w Elblągu („teleskop” i ukryta rzeźba), przybysze z Ziemi odkrywają na odległej planecie tajemnicę cywilizacji Kreli, która kiedyś ją zamieszkiwała. Krele wytworzyły maszynę, która umożliwiała przenoszenie ich myśli od razu w skali 1:1, w sferę rzeczywistości. Jakikolwiek budynek, formę, Krele pomyślały, ona stawała się rzeczywistością. Podczas Biennale Form Przestrzennych artyści wizualni próbowali swoje szkice, koncepcje, przenieść w rzeczywistość, korzystając z pomocy inżynierów Zamechu. Często ich koncepty ulegały transformacjom, gdyż w rzeczywistości rzeźby mogłyby się załamać, ulec szybkiej destrukcji. W „Zakazanej Planecie” cywilizacja Kreli po jakimś czasie znika z powierzchni planety. Pozostaje po nich spuścizna gigantycznych, niesamowitych budowli, ale wszyscy Krele umierają w jedną noc. Dlaczego? Otóż, nie wzięli oni pod uwagę potworów ze swojej podświadomości, które przy każdej realizacji architektonicznej, rzeźbiarskiej, uwalniały się z ciemnej strony ich myśli. Ta ukryta rzeźba w przestrzeni Elbląga, jest ściśle związana właśnie z tym motywem fabuły filmu.
Tak szybka i silna destrukcja teleskopu, która nie wynikła z działania sił atmosferycznych, czy fizycznych, jak działanie grawitacji, ale uległa destrukcji z powodu ludzkiej siły, jest również istotna w kontekście omawianego przeze mnie filmu i potwora z ID. Zdawałem sobie sprawę, że po kilku dniach rzeźba ulegnie deformacji w wyniku działania siły ludzkiej, siły nie kreacyjnej, ale destrukcyjnej. Tę pierwszą siłę możemy postrzegać jako fluktuację myśli, urzeczywistnianie koncepcji, walkę z formą, fizycznością, grawitacją, walkę z tym że Ci się ten teleskop zawala, że musisz zmienić technologię, że nie jest w środku do końca czarny, że ten karton się rwie, że farba nie pokrywa tak jednolicie powierzchni, że deski się krzywią, a teleskop lekko zapada. Siła destrukcyjna, ta która ostatecznie ukształtowała rzeźbę – teleskop, to rwanie, kopanie, zaginanie, energiczne doprowadzenie formy do bezkształtnej masy. Wspaniałe! 

W lokalnej gazecie „Dzienniku Elbląskim” znalazłam krótki artykuł, w którym - w tytule, pojawia się pytanie: „Co artysta miał na myśli?”. Zarzuca się tam, że przy „Teleskopie” zabrakło informacji: „Konstrukcja ustawiona w Parku Kajki na pewno budzi zainteresowanie elblążan. Jednak ci, którzy spodziewają się, że znajdą tam odpowiedź na pytania: Co to jest? W jakim celu został tu ustawione?- mogą się zawieść”. Jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii? Na ile dziś artysta powinien tłumaczyć „od A do Z” swoje działania, niejako tym samym (moim zdaniem) narzucając swój punkt widzenia?

Po 40 latach obcowania z formami przestrzennymi, tą czystą, plastyczną formą, elblążanie nie potrafią spojrzeć na realizację rzeźbiarską pod takim kątem? Jednak biorąc pod uwagę myśl, aby rzeźba spełniła skutecznie swoją funkcjonalną powinność, dołączyliśmy małą tabliczkę z przykładowymi planetami. W takiej sytuacji wystarczy jedynie odrobina wyobraźni i otwartości. Jeden z widzów patrzących przez teleskop, chłopiec, podszedł do teleskopu, popatrzył, spojrzał na tablicę i powiedział kolegom od razu, o co chodzi, nawet zaproponował, żeby przyjść później, jak będzie inne światło, żeby zobaczyć Marsa. Tłumaczenie realizacji plastycznych mija się z celem. To tak, jakby po przeczytaniu recenzji sztuki teatralnej stwierdzić, że się tę sztukę widziało na własne oczy.

Oboje uczestniczyliście w jednym z etapów „Przebudzenia” w Świeciu, w maju 2010 r. Wprawdzie nie realizowaliście z Małgosią wówczas swojego pomysłu, bo byliście dodatkowymi gośćmi w projekcie Wojtka Doroszuka i pomagaliście mu w realizacji jego filmu, niemniej mieliście okazję poznać ideę „Przebudzenia” i „przebudzania”. Prosiłabym o refleksję, o próbę porównania: na ile Elbląg różni się od Świecia? Na ile idea „Przebudzenia” ma sens w nowym miejscu? Co wydaje Wams się tutaj, w Elblągu podobne, a co zupełnie odmienne w porównaniu do Świecia, w którym zapoczątkowany został ten projekt?

Wydaje się, że w obu miastach istnieje podobny problem - nieobecność wyższej szkoły artystycznej, co rzutuje na brak młodych ludzi, którzy by w tych miastach animowali działania niekonwencjonalne. Ciekawym zjawiskiem jest Elbląski Oddział Abstrakcyjny, ale jak przypuszczam, po szkole średniej uczestnicy tego projektu wyprowadzą się na studia do innych miast. Jeśli chodzi o Świecie, taka sytuacja jest dość zrozumiała ze względu na wielkość miasteczka. W 120 - tysięcznym Elblągu, bardzo widoczny jest ten problem. Uczelnie artystyczne, które skupiają młodych ludzi, generują interesujący potencjał. W Elblągu wydaje się, że jest to miasto dla turystów i osób starszych. Wspaniałe miejsce do wychowywania dzieci, mnóstwo cudownych terenów zielonych. Tkanka miejska jednak nieco przysypia i – podobnie, jak w Świeciu - warto ją nieco „przebudzić”.

Fotorelacja: Miłosz Kulawiak

Organizator „Przebudzenia – przed końcem świata”: Centrum Sztuki Galeria EL

Projekt „Przebudzenie – przed końcem świata” dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.




Dodaj komentarz