Data: 04.09.2013
Autor: Beata Branicka

Pogrywanie Michała Brzezińskiego

Jan Żyłowski: Jest Pan artystą nietypowym. Nietypowym pod tym względem, że łączy Pan w swojej twórczości biologię oraz technologię. Jak ten rodzaj wyrazu odbiera przeciętny odbiorca, jakie opinie do Pana docierają?

Michał Brzeziński: Nie rozumiem kategorii „przeciętny odbiorca” w kontekście sztuki. Sztukę tworzy tak na prawdę odbiorca i jeśli jest przeciętny nie generuje ponadprzeciętnego odbioru rzeczywistości zwanego sztuką. Jestem zwolennikiem takiej definicji sztuki dla odmiany w stosunku do dominującej dziś opcji, w której to "artysta" decyduje o tym czym jest sztuka. Te tautologie są pozornie metafizyczne i hermeneutyczne, ale jak dla mnie to jest to bzdura - podobnie jak to, że o tym co jest sztuką decydują instytucje. Instytucje zajmują się sztuką bo są odbiorcy sztuki, którzy nazywają jakieś kanały komunikacji społecznej sztuką. To taka utylitarna i konsumpcyjna definicja. Brutalna. Tak więc wracając do pytania nie wiem jak mam lokować sedno pytania. Nie wiem, czy jestem artystą, bo nikt nie dał mi na to dokumentu - a wiele rzeczy w moim życiu mówi mi, że nie jestem artystą. Robię coś, co od jakiegoś czasu sytuuję w kontekście sztuki, ale jak dla mnie jest to rodzaj komunikacji. Za sztukę uważają to inni i przyznaję im rację, jako odbiorca własnej sztuki. Rozważając ją doszedłem do wniosku, że każda forma życia operuje afektami, które mogą być interpretowane jako sztuka. Wspaniale to opisuje performance jako pozbawioną aktorstwa sztukę akcji, dziania się, zdarzenia. W zdarzeniu nie tylko chodzi o samo dzianie się, ale chodzi o to, że jest to biologiczne i konkretne wyrażenie prawdy sytuacji, zaplanowane do pewnego stopnia ale nie skończone, nie odtwarzane. Dla tego działanie życia w sensie jego manifestacji stanowi dla mnie sedno zagadnienia. Ale może da się na to spojrzeć jako na zagadnienie komunikacji transgatunkowej pozbawionej nawiasu sztuki. Jednak moje działania bez tego nawiasu często nie mają sensu. Sens zyskują tylko w ramach działań artystycznych. To nie jest nauka. To raczej filozofowanie na przykładach, które dziś najczęściej bywa nazywane sztuką. Ale jest tak nazywane przez określonych odbiorców - przez innych nie.

Czy mógłby Pan w skrócie przybliżyć na czym polegają Pana prace? Co możemy w nich zobaczyć?

 Można zobaczyć życie i jego manifestacje. Nie zawsze są warunki i możliwości techniczne, by widzieć rzeczywiste działanie instalacji i projektów. Do prawdziwej prezentacji są potrzebne prawdziwe pieniądze, więc często posługuję się techniką fake. Teorię „Fake artu” prezentowałem na specjalnie poświęconej temu zagadnieniu wystawie, na której ukazywałem ten kontrowersyjny temat jako esencjonalny dla sztuki - zagłębiałem się w zjawiska takie jak mimesis, art.- artificial, teorie znaku, rozważania na temat kultury materialnej i znakowej. Stworzyłem pojęcie D-effectu, a więc zamierzonego działania produkującego defekt obrazu jako treść estetyczną. Na wystawie w Elblągu przede wszystkim chciałem pokazać kilka obrazów, które powstały jako wynik działania instalacji artystycznej i stanowią upostaciowienie estetyki glitch w środowisku biologicznym i do tego nasyconym pojęciem fake, które posiada zdecydowanie pole semantyczne oparte na de-konstrukcji. W tym sensie jest to kontynuacja postmodernizmu i pogrywanie z nowymi paradygmatami rzeczowości w nauce jaka zaczyna przesączać się do humanistyki. Jestem takim głupcem, który obserwuje ruch intelektualny utytułowanych osób i z perspektywy klauna zadaje pytania swoją sztuką, które mają im poszerzać światopogląd, który kształtują najczęściej intelektualne mody. Tworzę modę, pogrywając z nią, czego przykładem jest hasło „bioart”, które od mniej więcej czterech lat bardzo silnie promuję, jednocześnie dystansując się do niego na każdym kroku. Moja sztuka to sztuka intelektualna, ironiczna i syntetyczna - wynikająca z syntezy rozmaitych paradygmatów, która ma ukazywać pęknięcia w sposobach ich formułowania. Mówię światu, że jest głupi, bo sam czuję się głupi... Ale czasem głupi może być ładny i w tej ładnej formie może przebijać iskra prawdy, która daje nadzieję. Zwykle działam diabolicznie i sprzecznie, drwię ze zmagań z takimi tematami jak eutanazja, aborcja, ochrona zwierząt, wartość życia, społeczeństwo, czy przede wszystkim drwię z nauki. Jeśli ktoś ma ochotę do tej zabawy zapraszam - może i Wy nazwiecie to sztuką.

Czy to co widzimy w Pańskich pracach jest  ukazaniem własnej filozofii, własnego postrzegania świata, a może jego wizja?

Dziwne jest to pytanie. Rozumiem jego sens, ale nie można go przyłożyć do mojej aktywności. Nie mam jakiejś jednej filozofii - z jednej strony sądzę, że wszystko jest obliczalne, ale nigdy nie będzie tak zaawansowanej mocy obliczeniowej by to obliczyć. Nie traktuję metaforycznie nauk przyrodniczych, ale raczej sztukę z konkretem i stalową logiką matematyki, fizyki, biologii i chemii. Semantyka, która mnie fascynowała przez wiele lat kiedy tworzyłem wideo stała się dla mnie za ciasna. Szukałem logiki w chaosie i generowałem przypadkowe sytuacje szukając ich sensu. Teraz też analizuję szum, jednak ten szum ma podłoże biologiczne. To nie jest wizja, tylko wizualizacja. Wizualizacja metodyczna i oparta na przetwarzaniu mechanicznym. Wykorzystuję rozmaite złożone algorytmy do tworzenia form, nad którymi nie chcę mieć kontroli. Ustawiam parametry i szukam efektu, który mnie zadowoli. Chcę, aby każdy obraz był stworzony przez formę życia. Chcę, by każda instalacja zawierała w sobie życie i stanowiła hybrydę cyborgiczną. Cybernetyczno-cielesne problemy ciała, tożsamości i technologii, jak również kategoria podmiotu interesują mnie od piętnastu lat i pisałem na ten temat pracę magisterską. W sensie intelektualnym jestem więc na terenie bio-artu od samego początku. Wtedy zajmowałem się jednak wideo, które pozwalało mi na penetrowanie tego obszaru w sposób, jaki mnie wówczas interesował, a do tego był to czas kiedy mogłem znaleźć odbiorcę na taką właśnie formę. Wideo było moim warsztatem i stworzyło mnie jako artystę. Gdyby nie to, pewnie bym pisał kolejną książkę - wydaje mi się, że robię więcej i lepiej robiąc sztukę niż przepisując kolejne publikacje zagraniczne jak to ma miejsce w polskiej humanistyce. Każda forma indywidualizmu i odwagi jest u nas tępiona i wyśmiewana. Jednak tylko ta droga wygrywa i śmiać chce mi się dziś kiedy ktoś uznaje moją pracę magisterską sprzed dziesięciu lat jako podwalinę polskiej myśli medialnej na tym obszarze. Raczej miałem z tym tekstem od początku masę problemów, bo nie było literatury, bo wykraczałem poza medium którym miałem się zajmować itp.

Kiedy wpadł Pan na pomysł tworzenia takiego rodzaju sztuki? Co Pana zainspirowało, inspiruje?

Właśnie ta praca magisterska stanowi taką dokumentację procesu dojrzewania. Fascynował mnie hard kognitywzm - dziś nazywany w szerszym kontekście kulturowym trans-humanizmem. Relacja umysł - komputer, metafora poznawcza i umysł jako system informatyczny... Te wszystkie dziś śmieszne pytania, które sobie wtedy zadawano na etapie Matrix, czy Ghost in the shell... Filmy takie jak A.I., czy przede wszystkim Blade Runner. Inspirowała mnie muzyka – mroczna, mocna i szybka. Narkotyki, medytacja i inne zabawy ze świadomością. Nie będę mówił tu o tym, co stanowi historyczną genezę i tło społeczne, ale o tym czego ja doświadczałem i co dla mnie jako dziecka czy młodzieńca było źródłowym doświadczeniem. Moją pierwszą płytą była Master Of Puppets zespołu Metallica a nie Black Sabbath czy The Doors, bo to inne czasy i inna świadomość społeczna. Sądzę, że człowiek musi szukać granic i ekstremów, żeby poznać przestrzeń, w której się znajduje i tego zawsze szukałem tam gdzie mogłem - wychowałem się w późnym PRL-u i to były takie realia małomiasteczkowe. Teatr okrucieństwa Artaud był natomiast czymś co poznałem później i był dla mnie czymś takim, jak malarstwo Strzemińskiego, czy osobowość Witkacego. Był doświadczeniem granicznym na innym poziomie. Te przestrzenie mówią nam wiele - mówią co jest pod zasłoną kultury - krwista i brutalna organiczność o wspaniałych i pięknych efemerycznych treściach, generowanych przez neurony, których sieć obejmuje cały świat za pomocą sieci teleinformatycznych. Film eksperymentalny był takim momentem fascynacji, kiedy odkryłem sztukę jako formę aktywności nastawioną na sam przekaz, na samo medium, funkcja poetycka wg. Jacobsona. Tak jak film koncentruje się na filmie by być sztuką tak biologia koncentruje się na biologii. Ten sposób myślenia wykorzystują dziś artyści body art by się podczepić pod nową modną etykietę. Ja stworzyłem kategorię afektu jako kategorię estetyczną w swojej sztuce. Dziś widzę wielu naśladowców na całym świecie i to mnie cieszy. Oczywiście można widzieć to tak, że nie ja pierwszy zainteresowałem się EEG, ale chodzi o to kto z tego stworzył filozofię i teorię, kompleksową wizję sztuki.

Czy ten rodzaj sztuki ma bardziej przestrzegać Pana odbiorców przed szybkim rozwojem technologii czy raczej ukazać możliwości jakie daje nam postęp techniczny, komputeryzacji, cyfryzacji?

Ma dbać o świadomość tego, że sami tworzymy to, czym te technologie się staną. Ja tworzę maszyny, które mają umożliwić udział w wyborach parlamentarnych, w sensie udziału w głosowaniu, każdej rośliny doniczkowej dla jakiej tylko wystarczy nam sprzętu. Technologia ma zatrzeć granice między gatunkami fauny i flory i mamy być wszyscy organizmami szanującymi własną odmienność, pożerającym się nawzajem z zachowaniem godności.

Wystawa "LIVING DEAD" czynna do 29 września 2013 r.

 




Dodaj komentarz